niedziela, 4 czerwca 2017

[Czerwony Kapturek] Część II

Wilki chodzą stadami. Każdy podąża za najsilniejszym, choć ten sam dokładnie nie wie dokąd
zmierza.


- Natsu, ja…
- …w Lucy – dodał, chowając twarz w dłoniach. – Nie wiem, co mam robić!
Levy spojrzała na niego z wielkim zdziwieniem, ale i ulgą. A więc zakochał się w Lucy, a nie w niej, to dobrze. Myśląc nad tym, poczuła dziwne ukłucie - dlaczego właściwie chłopak się zakochał w jej przyjaciółce? Z tego, co pamiętała, to kiedyś Natsu jej powiadał, że Lucy okropnie go irytuje swoim wtrącaniem się w nie swoje sprawy. Dodatkowo, przecież to Levy z nim więcej rozmawiała niż ona, nie była też wcale taka zła z wyglądu. Każdy chłopak, którego znała, zawsze po czasie mówił, że uwielbia Lucy. Fakt, wielu po prostu wyobrażało sobie, jak to jest wygrać na loterii; piękna i bogata dziewczyna, po prostu raj. Natsu jednak nie wydawał się tym typem chłopaka, który patrzyłby na sprawę przez pryzmat pieniędzy.
- Jak do tego doszło? – zapytała spokojnie.
- Ja… sam nie mam pojęcia. Dopiero dzięki tobie ją poznałem, przez to, że przebywamy oboje w twoim towarzystwie. Ja wiem, kim jestem i gdzie jest moje miejsce, jednak chciałbym ją poznać jeszcze bliżej. Jest urocza, mądra i kiedy opowiada ci o czymś, jej oczy mienią się gwiazdami. Uwielbiam wtedy na nią patrzeć. Jest dla mnie właśnie jak taka nieosiągalna gwiazda. – Chłopak spojrzał na siedzącą obok dziewczynę z błagalnym wyrazem twarzy. – Levy, pomóż mi jakoś.
- Szczerze, Natsu, ja naprawdę nie wiem, co mam ci doradzić. Jestem jej przyjaciółką, ale jedyne, co mogę, to powiedzieć ci, że Lucy ma straszny problem z facetami. Każdy chce od niej jej pieniędzy i mało który jest szczery. Gdybyś może był sobą i pokazał się z jak najlepszej strony, to byś jej tym zaimponował. Po prostu musisz pokazać, że szczerze ci na niej zależy.
Levy czuła, że używa typowych porad, które zazwyczaj się mówi w takich przypadkach, jednak Natsu wyglądał na pocieszonego, dlatego już nic więcej nie dodawała.
- Podziwiam cię, Levy, że tak wszystko wiesz – westchnął. Zanim dziewczyna zdążyła zaprzeczyć, złapał jej dłoń z uśmiechem i zaczął ciągnąć w jakimś kierunku. Podążała za nim bez słowa. W jej głowie jednak utworzyła się wizja. Gdyby Natsu faktycznie zaczął robić kroki w kierunku Lucy, a ta by go przyjęła, Levy zostałaby sama, ponieważ para byłaby zajęta sobą. Levy nie miała już nikogo innego oprócz tej dwójki. Gdyby jeszcze był przy niej Corki... niestety, ten ewidentnie wybrał inną drogę. Dziewczyna natychmiast posmutniała. Czyżby to oznaczało, że była skazana na wieczną samotność już do końca? Przecież w tej rodzinie bała się zasypiać, żeby przypadkiem nie umrzeć podczas jakiejś awantury w domu lub na ulicy. Dzisiaj natomiast wręcz umierała z głodu. To wszystko nie wróżyło dla jej przyszłości nic dobrego.
Nagle Natsu puścił jej dłoń i odwrócił się w jej stronę. Dziewczyna poczuła przyjemny zapach dochodzący z piekarni.
- Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę. – Uśmiechnął się, targając jej włosy we wszystkie strony.
Czyżby chłopak chciał jej kupić coś do jedzenia? Nie wiedziała, więc się nie odzywała, jednak w planach miała oddać mu pieniądze. Oparła się o ścianę budynku, przy którym Natsu kazał jej zaczekać. Był to jakiś blok mieszkalny. Zdecydowanie wkroczyli do lepszej dzielnicy niż tej, w której przyszło im mieszkać. Ulice były czyste i pozbawione szkła czy porozrzucanych papierków. Powoli robiło się coraz później, ponieważ z domów wychodzili pierwsi ludzie, aby zdążyć do pracy, a na zewnątrz brykały rozbawione dzieci. Ludzie w ich wieku pewnie siedzieli przy komputerach, ignorując otaczający ich świat. Levy niegdyś też była jedną z takich osób. Jednak jej praca przy komputerze była nauką. Ciągłą i pozbawioną celu nauką. Nie wiedziała, co miała innego robić, więc się uczyła, czytała książki, kształciła się w każdym możliwym dla niej kierunku, chciała ze wszystkiego być najlepsza i czuć się lepsza od innych; uwielbiała to. Odpychała ludzi, przyjaciół, rodzinę, a nawet własnego psa; wszyscy byli dla niej za mało inteligentni, aby zawracać sobie nimi głowę. Dopiero musiała nadejść tragedia, żeby zdała sobie sprawę, jak bardzo była i jest dalej zepsuta. Kiedy do jej oczu znowu zaczęły napływać słone łzy, otarła je i spojrzała w stronę biegnącego do niej chłopaka.
- Natsu? – zapytała spokojnie.
- Uciekaj! – wrzasnął, przebiegając obok skołowanej dziewczyny. Za nim natomiast biegł wzburzony mężczyzna w średnim wieku. Zanim Levy zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, została złapana za ramię.
- Nigdzie nie uciekniesz, zapłacisz za to, co ukradł twój kolega! – warknął mężczyzna, opluwając przy tym jej twarz.
- Niech mnie pan puści, ja przecież nic nie zrobiłam! Ja nie wiedziałam, że on to będzie chciał ukraść! – krzyknęła, czując narastający wstyd. Wszyscy ludzie mijali ją i obserwowali, patrząc jak na złodziejkę, a przecież ona była niewinna.
- Myślisz, że obchodzi mnie gadanie jakiejś gówniary?! Płać, albo zadzwonię po policję i twoich rodziców!
Levy starała się wyrwać z żelaznego uścisku, jednak nic nie była w stanie zrobić; mężczyzna był dla niej zdecydowanie zbyt wielkim przeciwnikiem. Gdy już miała się poddać, postanowiła zaryzykować i ugryzła napastnika w dłoń. Zaskoczony mężczyzna zareagował tak, jak się spodziewała - cofnął dłoń, uwalniając ją. Dziewczyna nie myślała, po prostu zaczęła biec w stronę, po której widziała uciekającego Natsu. Była przerażona, a nogi miała jak z waty, kiedy słyszała jeszcze za sobą głos mężczyzny. Biegła tak szybko, jak tylko mogła, nie oglądała się na boki ani za siebie. Widziała tylko prostą drogę, a następnie wejście do lasu. Biegła naprawdę daleko, prawie tracąc przytomność z wycieńczenia. Ciągle jednak słyszała głośne kroki za sobą. Serce biło jej, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Schowała się za pierwszym większym drzewem i skuliła się, cała roztrzęsiona i zmęczona. Zakryła usta dłonią, aby nikt jej nie usłyszał, jednak kroki narastały, a ona przez to tym bardziej się dusiła i coraz głośniej sapała. Kiedy ujrzała czyjąś twarz przed swoją, wrzasnęła naprawdę głośno i na ślepo zaczęła okładać napastnika.
- Levy! Przestań! To ja! – syknął Natsu, łapiąc ją za nadgarstki. Puls dziewczyny uspokoił się, a oddech coraz bardziej zwalniał. Gdy chłopak zobaczył, że niebieskowłosa uspokoiła się, puścił jej ręce i usiadł naprzeciw niej, krzyżując nogi. Z kieszeni bluzy wyciągnął dwie babeczki, jedną ugryzł sam, drugą podarował dziewczynie. – Widzisz, nie było tak źle.
Levy spojrzała na babeczkę, a następnie na chłopaka. Powoli narastał w niej wielki gniew. Więc została wyzywana od złodziejek i gówniar, przeżyła wielki wstyd, upokorzenie i biegła jak opętana z powodu tej jednej, małej babeczki?
- Wiesz, co sądzę o kradzieżach – warknęła.
- To nie kradzież! To pożyczka. Kiedyś tam pójdę i zapłacę – parsknął chłopak, chowając papierową foremkę do kieszeni.
- To właśnie była kradzież, do cholery! Wyniosłeś te babeczki i nie zapłaciłeś! – krzyknęła, wstając i rzucając w  niego podarowaną babeczką.
- O co ci chodzi?! Jesteś przecież głodna, więc weź tą babeczkę i się nie obrażaj.
- Jestem głodna, ale nie jestem z patologii, żeby kraść!
- A więc ja jestem?
- Tak!
- Świetnie! Więc szukaj sobie innego przyjaciela! I nie szukaj mnie, nawet jak już ogarniesz, że to z tobą jest coś nie tak!
I oboje ruszyli w swoje strony. Dziewczyna była wściekła. Miała ochotę coś rozwalić. Jak ktoś taki mógł powiedzieć, że to w niej jest problem? Miała swoje zasady, których się chciała trzymać, nieważne jak bardzo zmuszała ją do tego sytuacja. A ten kretyn niech robi, co chce, jej to ani trochę nie obchodziło, dopóki nie była w to wciągana.
Szła tak przez dłuższy czas, wciąż się nakręcając. W końcu nie wytrzymała, a jej złość musiała znaleźć jakieś ujście.
- Kurwa! – warknęła, kopiąc kamień, który mocno uderzył w jakieś drzewo. O dziwo poczuła się o wiele lepiej.
- E, dzieciak, może się wysławiaj?
Levy odwróciła się i odczuła brak przyjaciela przy sobie. Była pozostawiona sama w lesie, a przed nią stał wysoki i groźny typ, ubrany w moro i skórzaną kurtkę. Normalnie zaczęłaby krzyczeć, ale w tej sytuacji to nie miało żadnego sensu, przecież i tak nikt by jej nie usłyszał.
- Przepraszam – wydukała i zakryła głowę kapturem bluzy, chcąc przejść obok mężczyzny. Niestety, nie pozwolił jej odejść tak szybko i złapał ją za ramię. Serce dziewczyny podskoczyło aż do gardła ze strachu. Powoli spojrzała w oczy mężczyzny, co jednak nie było dobrym wyjściem, ponieważ cały jego piercing twarzy ją przerażał.
- Chwila, znam cię – mruknął, spoglądając na jej twarz.
- Chyba mieszkamy w tym samym mieście, może stąd?
Czarnowłosy uśmiechnął się, widocznie potraktował to jako żart.
- Chodzimy do tej samej szkoły, Kapturku – parsknął. – Właśnie tak myślałem, że jesteś tą laską, co pofarbowała włosy na niebiesko.
- Och, okej. Mogę już iść?
- Taa, to cześć – odparł sucho i odwrócił się w swoją stronę. Już powoli mieli od siebie odejść, kiedy oboje usłyszeli wesołe szczekanie. Chłopak obejrzał się za siebie i wywrócił oczami.
- Ja walę, znowu ten kundel – westchnął. – To, że dałem ci żarcie, nie znaczy, że możesz za mną łazić!
Nagle zza drzewa wyskoczył mały psiak z czerwoną obrożą, który podbiegł do czarnowłosego.
- Corki? – zdziwiła się Levy. Pies spojrzał w jej stronę i natychmiast zmienił obiekt zainteresowania. – Myślałam, że uciekłeś, co ty tu robisz?
- Znalazłem go po drodze z patykiem w pysku... wyglądał, jakby kogoś szukał. Chciałem sprawdzić adres, żeby go odnieść, ale jebany mnie ugryzł. – Pokazał z uśmiechem słabe ślady zębów na dłoni wyglądające jak trofeum po stoczonej walce. – No i wtedy go nakarmiłem i sam się do mnie przyczepił. Więc to twój pies?
- Można tak powiedzieć.
- Ej no, młoda, albo twój pies, albo nie twój... odpowiadaj. – Ściągnął groźnie brwi.
Levy przełknęła głośno ślinę.
- Moi rodzice go wzięli i się nim zajmowali, teraz jest mój.
Chłopak kiwnął głową i ponownie się uśmiechnął.
- No spoko. W takim razie nie będę miał wyrzutów jakby co. Pilnuj następnym razem kundla i pozdrów starych, Kapturku. – Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i odszedł, wkładając dłonie w kieszenie skórzanej kurtki.

Levy westchnęła i spojrzała na Corkiego, który z wywalonym językiem obserwował chłopaka jak bohatera. Kucnęła obok psiaka i mocno go przytuliła. Teraz już mogło się dziać wszystko, ponieważ miała swojego towarzysza.

3 komentarze:

  1. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się w tym opowiadaniu od pierwszego wejrzenia <3 jest świetne. Czekam na więcej ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!przyszłam, przeczytałam i się zakochałam :). Serio, piszesz bardzo fajnie, nie ma za dużo opisów, ani zbyt szybkiej akcji - jest po prostu super. Ta historia już zapowiada się świetnie, a nasza biedna Levy odnalazła swojego złego wilka! Ale ten zły wilk nie zje jej, prawda....?
    Kończąc pitolenie: wenki! A ja zabieram się do czytania kolejnej bajki :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania, dlatego śmiało! ^^