sobota, 17 czerwca 2017

[Kopciuszek] Część I

Zmuszając się do zmian trzeba pamiętać, aby zamknąć wszystkie szuflady


Szkarłatne włosy były rozrzucone na poduszce, tworzyły przy tym rozmaite wzory. Spokojna i niczego nieświadoma dziewczyna przewracała się właśnie z jednego boku na drugi, czując dziwne i niewyjaśnione kłucie na ciele, przez które nie mogła dłużej spać. Słyszała ciche ćwierkanie ptaków za oknem oraz szum liści na drzewach, co wprawiło ją w pozytywny i przyjemny nastrój, a dziwne kłucie ustało. Otworzyła jedno zaspane oko i rozejrzała się spokojnie po oświetlonym przez słońce pokoju. Uśmiechnęła się delikatnie na myśl, że wstała wcześniej niż powinna. Wszystko dziś od rana układało się idealnie. Włożyła dłoń pod poduszkę, aby spojrzeć na telefon.
Nagle oblał ją zimny pot. Budzik nie zadzwonił.
Spóźniła się.
Dopiero gdy zdała sobie z tego sprawę, zaczęła biegać bez celu po własnym pokoju. Dlaczego nikt mnie nie obudził, pomyślała gniewnie, ubierając mundurek nowej szkoły. Pakując książki, spojrzała na zegar wiszący nad jej łóżkiem i oczywiste było, że nie zdąży już zjeść śniadania, aczkolwiek wciąż miała cichą nadzieję na dodatkowe dwie minutki.
I faktycznie, były te dwie minuty, jednak w plecy. Nieuczesana, nieogarnięta i głodna, a jedynie przebrana, wybiegła z pokoju jak poparzona. Na korytarzu jak zwykle nikogo nie było. Pewnie wszyscy wyszli, nawet nie myśląc o niej.
Dostanie się im, jak wrócę, pomyślała, chwytając w biegu ostatnie jabłko z koszyka na stole w kuchni.
Pędziła ile sił w nogach, aby zdążyć na przystanek. Z dudniącym sercem spojrzała na rozkład jazdy. Przynajmniej w tym miejscu miała szczęście, autobus miał zaraz po nią przyjechać. Szczęśliwa odetchnęła z ulgą i ponownie spojrzała na czas w telefonie. Siódma czterdzieści. Zdecydowanie to był rekord jej życia, żeby wstać i dojść w to miejsce w dziesięć minut. Letnie bieganie nie poszło jednak na marne.
Pełna wiary i nadziei czekała. Czekała. I czekała. Z niepokojem rozejrzała się po drodze, jeździło po niej mało aut, tym bardziej nie rzucał się w jej oczy żaden autobus. Na przystanku stała sama, co było dosyć dziwne; przecież to taka pora, o której każdy powinien gdzieś wychodzić w tygodniu. Spojrzała jeszcze raz na telefon. Siódma czterdzieści osiem. Przeklęła w myślach i spojrzała jeszcze raz na rozkład jazdy. Ewidentnie jej autobus miał być już cztery minuty temu. Może i za bardzo panikowała, jednak nienawidziła się spóźniać. Tym bardziej, kiedy to miał być jej pierwszy dzień w nowej szkole.
Chciała, by był to idealny dzień. Miała spokojnie i bez nerwów zjeść śniadanie, przyszykować się, aby zrobić dobre wrażenie jako ta „nowa”. Niestety, jak zwykle musiała mieć pod górkę.
Załamana uderzyła lekko o szklaną ścianę przystanku. Cały stres odszedł jak za pomocą magicznej różdżki. Nie rozumiała tego, jednak za każdym razem, gdy się denerwowała, musiała w coś uderzyć. Nieważne, czy była to ściana, drzewo lub jej własne ciało, czuła się po tym od razu zrelaksowana i stabilna.
Drgnęła, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła głowę i z radością zauważyła, że jej autobus przyjechał. Dziesięć minut po czasie.
 Nerwowo weszła do szkoły. Lekcje już dawno się zaczęły, co wywołało w niej niepokój. Nie chciała wyjść na nieodpowiedzialną, przecież w starej szkole miała bardzo dobrą opinię i tytuł przewodniczącej. Spojrzała jeszcze raz na telefon, w którym miała plan lekcji. Rozejrzała się po korytarzu wielkiego budynku i przełknęła ślinę. Nie wiedziała, gdzie ma iść, a na dodatek w okolicy nie było ani jednej żywej duszy.
Ciężko westchnęła i udała się w górę po płytowych schodkach. Szkoła wydawała się tak samo ogromna w środku, jak i na zewnątrz. Same schody, po których musiała się wręcz wspinać, przypominały te na wielkich salach balowych. Plątała się po korytarzu ze zdezorientowaną miną. Ściskając telefon, szukała właściwego numeru sali.
Nagle zatrzymała się. Znalazła. Wciągnęła mocno powietrze w płuca i zacisnęła dłoń na klamce. Serce biło jej przerażająco szybko, nigdy w życiu się tak nie stresowała. Wystąpienia publiczne przyprawiały ją o mdłości i zawroty głowy. Ze zdenerwowania zapominała, jak się funkcjonuje i rozmawia. Nie była w stanie wyobrazić sobie, jak ze spokojem wchodzi w tej chwili do sali, przedstawia się i, jak gdyby nigdy nic, siada na wolnym miejscu. Błahe zadanie wydawało jej się w tej chwili czymś niewykonalnym.
- O proszę, kogo my tu mamy?! – odezwał się nieznajomy. – Ty jesteś tą nową?
Dziewczyna odwróciła głowę w jego kierunku i natychmiast oniemiała. Nie była pewna, czy zostało to wywołane stresem czy szybkim zauroczeniem, jednak poczuła, jak nogi robią jej się jak z waty, kiedy ujrzała uśmiech wysokiego chłopaka o niebieskich włosach.
Erza dopiero po chwili odzyskała umiejętność mowy i po ściągnięciu dłoni z klamki zdecydowała się wyciągnąć ją do chłopaka.
- Tak, jestem nową uczennicą. Nazywam się Erza Scarlet – przedstawiła się śmiało, przyjmując spokojną postawę, choć w środku wręcz krzyczała ze stresu.
Chłopak uścisnął wyciągniętą dłoń dziewczyny z zaskoczoną miną.
- Coś nie tak? – zapytała.
- Cóż… nieczęsto widzę, aby dziewczyna witała się w taki dość formalny sposób – oznajmił.
Erza była skołowana. Jej sposób witania się był formalny? Zawsze ją uczono, że tak powinna robić, nawet w poprzedniej szkole nikt nigdy nie miał z tym żadnego problemu.
- Spokojnie – parsknął chłopak, widząc minę dziewczyny. – Wcale nie uważam to za coś złego. To po prostu wyjątkowe.
Serce dziewczyny zabiło mocniej. Przerażona miała nadzieję, że nie bierze jej żadna poważniejsza choroba.
- Rozumiem – powiedziała. – A ty? Kim jesteś?
- Jellal. I z tego, co widzę, twój kolega z klasy, który oprowadzał cię po szkole, dlatego jesteśmy spóźnieni – oznajmił wesołym tonem i objął ją ramieniem, kiedy weszli razem do klasy.
Gdy wkroczyli do sali, oślepiły ją promienie słońca wpadające przez odsłonięte okna. Mrugając kilka razy, zdołała rozejrzeć się spokojnie po otoczeniu. Zdziwiony obecnością nowych uczniów nauczyciel przerwał prowadzenie lekcji i spojrzał na nastolatków gniewnym wzrokiem. Był to starszy mężczyzna niskiego wzrostu. Miał czarne oczy i łysinę, nie licząc włosów po bokach głowy i białych, gęstych wąsów. Złość szybko zastąpiła ciekawość, gdy ujrzał on szkarłatne włosy dziewczyny, znane w okolicy ze swojej niecodzienności. Wpatrywał się w nie tak samo intensywnie jak reszta klasy, która cieszyła się, że została uratowana od nudnej lekcji historii.
- Wybaczy Profesor za spóźnienie, jednak rozumie pan, że musiałem oprowadzić naszą nową zdobycz po naszej cudownej placówce – oznajmił, a zawadiacki uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- No cóż… w takim razie daruję ci to, chłopcze. A teraz poznajmy waszą nową przyjaciółkę. Podejdź no tu, dziecko. – Machnął ręką, aby dziewczyna podeszła bliżej biurka.
Jellal poklepał ją po ramieniu, a następnie zajął swoje miejsce na końcu sali, po drodze wymieniając uśmiechy z większością osób. Ewidentnie był lubiany i dosyć popularny. Erza pomyślała, że zaprzyjaźnienie się z nim będzie dobrym pomysłem. W końcu jej pomógł, musiał być miłą osobą.
Dziewczyna wzięła kolejny wdech i wykonała polecanie nauczyciela. Podeszła do biurka, gdzie nauczyciel wręczył jej białą kredę. Odwróciła się więc i napisała na jasnozielonej tablicy swoje pełne imię i nazwisko. Następne zwróciła się w kierunku klasy. Poczuła w gardle małą gulę, która utrudniała jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Znowu zrobiło jej się słabo, a w głowie zawirowało. Czuła się, jakby stała właśnie przed setką potworów, chociaż pomyślała sobie, że to byłoby łatwiejsze.
Potwory by jej nie oceniały.
Spanikowana znalazła siedzącego w tłumie niebieskowłosego chłopaka, który rysował wskazującymi palcami po powietrzu uśmiech, a następnie sam pokazał śnieżnobiałe zęby. Erza mimowolnie wykonała to samo.
- Nazywam się Erza Scarlet i od dziś będę chodziła z wami do klasy. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Samo przedstawienie nie wywołało w klasie zbyt wielkiej euforii. Po prostu zaakceptowali ją, a następnie zignorowali.
- No dobrze – odchrząknął nauczyciel. – A więc z racji tego, że Jellal jest tak pomocnym uczniem, będzie twoim opiekunem przez pierwszy miesiąc szkoły.
Erza uśmiechnęła się i kiwnęła głową, cieszyła się, że będzie miała ciekawe towarzystwo. Spojrzała na chłopaka, po którym spodziewała się podobnej reakcji, jednak jego mina pokazywała coś zupełnie innego. Zaskoczona rozejrzała się po małym pomieszczeniu i zdecydowała się zająć puste miejsce, by nie przeszkadzać w dalszym prowadzeniu lekcji. Miejsce to było w ostatnim rzędzie, jednak po drugiej stronie niż jej opiekun. Czerwonowłosa wyciągnęła spokojnie książki i położyła je na ławce. Tak, jak myślała, niedługo po tym wszystko wróciło do normalności.
- Hej, nowa – usłyszała ciszy szept. Erza podniosła wzrok znad zeszytu i spojrzała na osobę siedzącą przed nią. Był to chłopak o rozczochranych, czarnych włosach i ciemnoniebieskich oczach. – Jestem Gray.
- Hej nieznajomy, jestem Erza – odparła zadziornie.
- Skoro będziesz teraz moją sąsiadką, pomyślałem, że wypadałoby się przywitać czy coś.
- To miłe.
- Pewnie jesteś przeszczęśliwa, że „Pan Popularny” jest twoim opiekunem – powiedział sarkastycznie, robiąc przy tym skwaszoną minę.
Erza złapała się za czerwone policzki.
- To aż tak widać? – zdziwiła się. – Kurczę, więc pewnie dlatego nie jest zadowolony. Może myśli, że jestem jakąś wariatką, skoro tak się cieszę?
Gray uniósł zdziwione brwi i oniemiał. Musiała minąć niemała chwila, nim doszło do niego, co właśnie powiedziała dziewczyna. Skomentowałby to, gdyby nie krzyk nauczyciela w jego stronę. Profesor Makarov nigdy za nim nie przepadał i to z wzajemnością. Gray jednak nie mógł wytrzymać ciszy i po raz kolejny zaryzykował, odwracając się w stronę Erzy przy pierwszej lepszej okazji:
- Ty tak na serio? Przecież ten koleś to zwykły buc…
- Dlaczego? – zdziwiła się. – Dla mnie był miły.
- To, że „był miły” to nie wszystko – zapewnił chłopak.
Erza ściągnęła gniewnie brwi.
- Nie wiem, co jest między wami, ale dla mnie Jellal wydaje się bardzo fajnym chłopakiem. Nie będę nikogo oceniać, póki sama się nie przekonam – odparła pewnie, a następnie zignorowała wzrok zrezygnowanego sąsiada i skupiła się na tym, o czym mówił nauczyciel.
Lekcja nie trwała długo, gdyż kilkanaście minut po rozmowie zadzwonił wyczekiwany przez wszystkich dzwonek oznaczający przerwę. Erza miała w planach chociaż na moment pogadać z Jellalem, jednak gdy tylko obejrzała się w jego stronę, chłopaka już nie było. Zdziwiła się, jednak nie miała zbyt wiele czasu na myślenie, gdyż po chwili została otoczona przez paru ludzi.
- Muszę przyznać, że masz cudowny kolor włosów – oznajmiła wysoka dziewczyna w okularach, łapiąc pasmo szkarłatnych włosów Erzy. – Farbowane czy naturalne?
- Ever… Nie każdy lubi być dotykany przez obcych. Powstrzymałabyś się. – Kolejna z dziewczyn wywróciła oczami. Jej mundurek był niedopięty i odsłaniał pokaźny biust, który przykuwał uwagę wszystkich, nawet Erzy. – Jestem Cana, a to Evergreen.
- Miło mi was poznać. – Scarlet uśmiechnęła się.
- Dobra, nie lubię obwijać w bawełnę, więc zapytam wprost. Co masz do Jellala? – zapytała Cana, kucając przy ławce czerwonowłosej i opierając na niej głowę.
- Nic dobrego – wtrącił Gray, udając, że ignoruje rozmowę dziewcząt.
- Lubię go.
- Następna – westchnęła Cana. – Odpuść go sobie, serio.
- Nie rozumiem. Myślałam, że jest lubiany w klasie, a każdy z was mówi co innego.
Ever położyła dłoń na jej ramieniu. Erza spojrzała jej w oczy i musiała przyznać, że czuła się przez moment jak zahipnotyzowana.
- Zadają się z nim tylko lizodupy i plastiki. Chyba nie chcesz być żadną z tych opcji?
Nastała długa cisza. Dziewczyna nie wiedziała, co ma powiedzieć, a trójka znajomych spoglądała na nią intensywnie, wyczekując odpowiedzi. Erza jednak nienawidziła oceniać ludzi po opinii innych, taką miała zasadę.
- Mogę być swoją własną opcją, mogę być po prostu Scarlet.
I w tym momencie zadzwonił dzwonek. Cana i Ever spojrzały na nią z tym samym zawiedzionym wzrokiem co Gray i wróciły bez słowa na swoje miejsca.
Jellal natomiast nie przyszedł na lekcję tą ani żadną inną.
Erza wyszła po zajęciach na dziedziniec szkoły. Był to ładny plac otoczony zielenią. Na środku kwitło wielkie, wiśniowe drzewo, które zachwycało swoim pięknem. Dziewczyna usiadła na ławce, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Rozmyślała o chłopaku, który miał jej naprawdę pokazać szkołę. Była zmartwiona, chyba musiał być jakiś powód, dla którego się nie pojawił.
Miała czekać na niego do jutra i znowu się pogubić? Potrzebowała pomocy.
- Erza Scarlet? – usłyszała przyjemny głos. Spojrzała do góry na porcelanową twarz pięknej blondynki o brązowych oczach. Włosy związane miała w dwa kucyki i przewiązane wstążkami. – Miło mi cię poznać, jestem Lucy Heartfilia. Jellal poprosił mnie, żebym pokazała ci szkołę.
Erza uśmiechnęła się. Więc chłopak nie był jednak taki zły, jak mówiono. Musiał wyjść ze szkoły, ale i tak pomyślał o niej, załatwiając za siebie zastępstwo.
Spędziła z Lucy większość dnia. Obie świetnie się ze sobą dogadywały i nie było między nimi ani chwili ciszy. Erza dowiedziała się, że blondynka była rok młodsza, jednak przeskoczyła klasę dzięki świetnej wiedzy, by aktualnie być na tym samym poziomie.
Rozmawiało im się tak dobrze, że po szkole wstąpiły do kawiarni naprzeciwko. Była to mała i przyjemna miejscówka, idealna do rozmowy i spotkań. Weranda z małymi stolikami wydawała się dla nich idealna na ten ciepły dzień. Kiedy już wybrały i złożyły zamówienie, oddały się dalszej dyskusji.
- Jestem nawet zastępcą przewodniczącego – pochwaliła się Lucy.
- W starej szkole byłam przewodniczącą, więc wiem, ile to obowiązków. – Zaśmiała się, jednak nie było w tym nic wesołego. Temat ten był dla niej dość niezręczny i mimo że starała się zachować twarz szczęśliwej, Lucy wyczuła, że coś jest nie tak.
- Czy to ma związek z tym, dlaczego cię wyrzucono? – zapytała.
Erza spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem.
- Skąd ty wiesz, że…
- Przepraszam – wypaliła. – Po prostu tak jakoś… Nie znam powodu, wiem tylko, że…
- I nie poznasz – warknęła. – Nie słyszałaś, że grzebanie w cudzych papierach jest dość niekulturalne?
- Nie sprawdzałam twoich papierów! Usłyszałam to. Mimo wszystko i tak przepraszam, nie powinnam w ogóle o to pytać. Zostań, proszę – błagała, widząc, jak Erza kurczowo trzyma za ramię swojej torby.
Scarlet była naprawdę zdenerwowana, jednak tak naprawdę to było jej po prostu wstyd i czuła się zażenowana, że ktoś wie o jej przeszłości. Miała ochotę uciec i schować się w jakimś ciemnym miejscu.
- Ktoś jeszcze o tym wie? – zapytała, rozluźniając uścisk.
- Ja i przewodniczący.
- A przewodniczący to kto?
- Ach, on to… - urwała, nagle jej wzrok przykuła pewna postać za Erzą. – Natsu… co on… pogięło go!
Szybko zaczęła zbierać swoje rzeczy i zostawiła pieniądze za swoje zamówienie na stole.
- Przepraszam, ale muszę się zająć pewnym kretynem. Widzimy się jutro! – rzuciła.
Erza obserwowała, jak blondynka wybiega z kawiarni i zmierza w kierunku różowowłosego chłopaka, który udawał, że jej nie słyszy i szedł przed siebie mimo jej krzyków.
Scarlet była zdziwiona całą sytuacją, ale i szczęśliwa, gdy na jej stoliku pojawiły się dwa kawałki truskawkowego ciasta.

Oba tylko dla niej.

2 komentarze:

  1. Ciężko jest mnie czymkolwiek zainteresować, nawet bardzo. Często przeglądam katalogi z rożnymi blogami, gdzie zazwyczaj zaciekawi mnie 1 na 100 blogów. Tym 1 okazał się właśnie Twój blog. Czytając go nie czuje ani trochę nudy. Czekam z niecierpliwością na resztę "bajek", życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo motywujący komentarz, dziękuje bardzo ^^ Cieszę się, że moje "bajki" Cię zainteresowały

      Usuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania, dlatego śmiało! ^^