Zmuszając się do zmian trzeba pamiętać, aby zamknąć wszystkie szuflady
Szkarłatne włosy były rozrzucone
na poduszce, tworzyły przy tym rozmaite wzory. Spokojna i niczego nieświadoma
dziewczyna przewracała się właśnie z jednego boku na drugi, czując dziwne i
niewyjaśnione kłucie na ciele, przez które nie mogła dłużej spać. Słyszała
ciche ćwierkanie ptaków za oknem oraz szum liści na drzewach, co wprawiło ją w
pozytywny i przyjemny nastrój, a dziwne kłucie ustało. Otworzyła jedno zaspane
oko i rozejrzała się spokojnie po oświetlonym przez słońce pokoju. Uśmiechnęła
się delikatnie na myśl, że wstała wcześniej niż powinna. Wszystko dziś od rana
układało się idealnie. Włożyła dłoń pod poduszkę, aby spojrzeć na telefon.
Nagle oblał ją zimny pot. Budzik
nie zadzwonił.
Spóźniła się.
Dopiero gdy zdała sobie z tego
sprawę, zaczęła biegać bez celu po własnym pokoju. Dlaczego nikt mnie nie
obudził, pomyślała gniewnie, ubierając mundurek nowej szkoły. Pakując książki,
spojrzała na zegar wiszący nad jej łóżkiem i oczywiste było, że nie zdąży już
zjeść śniadania, aczkolwiek wciąż miała cichą nadzieję na dodatkowe dwie
minutki.
I faktycznie, były te dwie
minuty, jednak w plecy. Nieuczesana, nieogarnięta i głodna, a jedynie
przebrana, wybiegła z pokoju jak poparzona. Na korytarzu jak zwykle nikogo nie
było. Pewnie wszyscy wyszli, nawet nie myśląc o niej.
Dostanie się im, jak wrócę,
pomyślała, chwytając w biegu ostatnie jabłko z koszyka na stole w kuchni.
Pędziła ile sił w nogach, aby
zdążyć na przystanek. Z dudniącym sercem spojrzała na rozkład jazdy.
Przynajmniej w tym miejscu miała szczęście, autobus miał zaraz po nią
przyjechać. Szczęśliwa odetchnęła z ulgą i ponownie spojrzała na czas w
telefonie. Siódma czterdzieści. Zdecydowanie to był rekord jej życia, żeby
wstać i dojść w to miejsce w dziesięć minut. Letnie bieganie nie poszło jednak
na marne.
Pełna wiary i nadziei czekała.
Czekała. I czekała. Z niepokojem rozejrzała się po drodze, jeździło po niej
mało aut, tym bardziej nie rzucał się w jej oczy żaden autobus. Na przystanku
stała sama, co było dosyć dziwne; przecież to taka pora, o której każdy
powinien gdzieś wychodzić w tygodniu. Spojrzała jeszcze raz na telefon. Siódma
czterdzieści osiem. Przeklęła w myślach i spojrzała jeszcze raz na rozkład
jazdy. Ewidentnie jej autobus miał być już cztery minuty temu. Może i za bardzo
panikowała, jednak nienawidziła się spóźniać. Tym bardziej, kiedy to miał być
jej pierwszy dzień w nowej szkole.
Chciała, by był to idealny dzień.
Miała spokojnie i bez nerwów zjeść śniadanie, przyszykować się, aby zrobić
dobre wrażenie jako ta „nowa”. Niestety, jak zwykle musiała mieć pod górkę.
Załamana uderzyła lekko o szklaną
ścianę przystanku. Cały stres odszedł jak za pomocą magicznej różdżki. Nie
rozumiała tego, jednak za każdym razem, gdy się denerwowała, musiała w coś
uderzyć. Nieważne, czy była to ściana, drzewo lub jej własne ciało, czuła się
po tym od razu zrelaksowana i stabilna.
Drgnęła, słysząc dźwięk
otwieranych drzwi. Odwróciła głowę i z radością zauważyła, że jej autobus
przyjechał. Dziesięć minut po czasie.
Nerwowo weszła do szkoły. Lekcje już dawno się
zaczęły, co wywołało w niej niepokój. Nie chciała wyjść na nieodpowiedzialną,
przecież w starej szkole miała bardzo dobrą opinię i tytuł przewodniczącej.
Spojrzała jeszcze raz na telefon, w którym miała plan lekcji. Rozejrzała się po
korytarzu wielkiego budynku i przełknęła ślinę. Nie wiedziała, gdzie ma iść, a
na dodatek w okolicy nie było ani jednej żywej duszy.
Ciężko westchnęła i udała się w
górę po płytowych schodkach. Szkoła wydawała się tak samo ogromna w środku, jak
i na zewnątrz. Same schody, po których musiała się wręcz wspinać, przypominały
te na wielkich salach balowych. Plątała się po korytarzu ze zdezorientowaną
miną. Ściskając telefon, szukała właściwego numeru sali.
Nagle zatrzymała się. Znalazła.
Wciągnęła mocno powietrze w płuca i zacisnęła dłoń na klamce. Serce biło jej
przerażająco szybko, nigdy w życiu się tak nie stresowała. Wystąpienia
publiczne przyprawiały ją o mdłości i zawroty głowy. Ze zdenerwowania
zapominała, jak się funkcjonuje i rozmawia. Nie była w stanie wyobrazić sobie,
jak ze spokojem wchodzi w tej chwili do sali, przedstawia się i, jak gdyby
nigdy nic, siada na wolnym miejscu. Błahe zadanie wydawało jej się w tej chwili
czymś niewykonalnym.
- O proszę, kogo my tu mamy?! –
odezwał się nieznajomy. – Ty jesteś tą nową?
Dziewczyna odwróciła głowę w jego
kierunku i natychmiast oniemiała. Nie była pewna, czy zostało to wywołane
stresem czy szybkim zauroczeniem, jednak poczuła, jak nogi robią jej się jak z
waty, kiedy ujrzała uśmiech wysokiego chłopaka o niebieskich włosach.
Erza dopiero po chwili odzyskała
umiejętność mowy i po ściągnięciu dłoni z klamki zdecydowała się wyciągnąć ją
do chłopaka.
- Tak, jestem nową uczennicą.
Nazywam się Erza Scarlet – przedstawiła się śmiało, przyjmując spokojną
postawę, choć w środku wręcz krzyczała ze stresu.
Chłopak uścisnął wyciągniętą dłoń
dziewczyny z zaskoczoną miną.
- Coś nie tak? – zapytała.
- Cóż… nieczęsto widzę, aby
dziewczyna witała się w taki dość formalny sposób – oznajmił.
Erza była skołowana. Jej sposób
witania się był formalny? Zawsze ją uczono, że tak powinna robić, nawet w
poprzedniej szkole nikt nigdy nie miał z tym żadnego problemu.
- Spokojnie – parsknął chłopak,
widząc minę dziewczyny. – Wcale nie uważam to za coś złego. To po prostu
wyjątkowe.
Serce dziewczyny zabiło mocniej.
Przerażona miała nadzieję, że nie bierze jej żadna poważniejsza choroba.
- Rozumiem – powiedziała. – A ty?
Kim jesteś?
- Jellal. I z tego, co widzę,
twój kolega z klasy, który oprowadzał cię po szkole, dlatego jesteśmy spóźnieni
– oznajmił wesołym tonem i objął ją ramieniem, kiedy weszli razem do klasy.
Gdy wkroczyli do sali, oślepiły
ją promienie słońca wpadające przez odsłonięte okna. Mrugając kilka razy,
zdołała rozejrzeć się spokojnie po otoczeniu. Zdziwiony obecnością nowych
uczniów nauczyciel przerwał prowadzenie lekcji i spojrzał na nastolatków
gniewnym wzrokiem. Był to starszy mężczyzna niskiego wzrostu. Miał czarne oczy
i łysinę, nie licząc włosów po bokach głowy i białych, gęstych wąsów. Złość
szybko zastąpiła ciekawość, gdy ujrzał on szkarłatne włosy dziewczyny, znane w
okolicy ze swojej niecodzienności. Wpatrywał się w nie tak samo intensywnie jak
reszta klasy, która cieszyła się, że została uratowana od nudnej lekcji
historii.
- Wybaczy Profesor za spóźnienie,
jednak rozumie pan, że musiałem oprowadzić naszą nową zdobycz po naszej
cudownej placówce – oznajmił, a zawadiacki uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- No cóż… w takim razie daruję ci
to, chłopcze. A teraz poznajmy waszą nową przyjaciółkę. Podejdź no tu, dziecko.
– Machnął ręką, aby dziewczyna podeszła bliżej biurka.
Jellal poklepał ją po ramieniu, a
następnie zajął swoje miejsce na końcu sali, po drodze wymieniając uśmiechy z
większością osób. Ewidentnie był lubiany i dosyć popularny. Erza pomyślała, że
zaprzyjaźnienie się z nim będzie dobrym pomysłem. W końcu jej pomógł, musiał
być miłą osobą.
Dziewczyna wzięła kolejny wdech i
wykonała polecanie nauczyciela. Podeszła do biurka, gdzie nauczyciel wręczył
jej białą kredę. Odwróciła się więc i napisała na jasnozielonej tablicy swoje
pełne imię i nazwisko. Następne zwróciła się w kierunku klasy. Poczuła w gardle
małą gulę, która utrudniała jej wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Znowu
zrobiło jej się słabo, a w głowie zawirowało. Czuła się, jakby stała właśnie
przed setką potworów, chociaż pomyślała sobie, że to byłoby łatwiejsze.
Potwory by jej nie oceniały.
Spanikowana znalazła siedzącego w
tłumie niebieskowłosego chłopaka, który rysował wskazującymi palcami po
powietrzu uśmiech, a następnie sam pokazał śnieżnobiałe zęby. Erza mimowolnie
wykonała to samo.
- Nazywam się Erza Scarlet i od
dziś będę chodziła z wami do klasy. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Samo przedstawienie nie wywołało
w klasie zbyt wielkiej euforii. Po prostu zaakceptowali ją, a następnie
zignorowali.
- No dobrze – odchrząknął
nauczyciel. – A więc z racji tego, że Jellal jest tak pomocnym uczniem, będzie
twoim opiekunem przez pierwszy miesiąc szkoły.
Erza uśmiechnęła się i kiwnęła
głową, cieszyła się, że będzie miała ciekawe towarzystwo. Spojrzała na
chłopaka, po którym spodziewała się podobnej reakcji, jednak jego mina
pokazywała coś zupełnie innego. Zaskoczona rozejrzała się po małym
pomieszczeniu i zdecydowała się zająć puste miejsce, by nie przeszkadzać w
dalszym prowadzeniu lekcji. Miejsce to było w ostatnim rzędzie, jednak po
drugiej stronie niż jej opiekun. Czerwonowłosa wyciągnęła spokojnie książki i
położyła je na ławce. Tak, jak myślała, niedługo po tym wszystko wróciło do
normalności.
- Hej, nowa – usłyszała ciszy
szept. Erza podniosła wzrok znad zeszytu i spojrzała na osobę siedzącą przed
nią. Był to chłopak o rozczochranych, czarnych włosach i ciemnoniebieskich
oczach. – Jestem Gray.
- Hej nieznajomy, jestem Erza –
odparła zadziornie.
- Skoro będziesz teraz moją
sąsiadką, pomyślałem, że wypadałoby się przywitać czy coś.
- To miłe.
- Pewnie jesteś przeszczęśliwa,
że „Pan Popularny” jest twoim opiekunem – powiedział sarkastycznie, robiąc przy
tym skwaszoną minę.
Erza złapała się za czerwone
policzki.
- To aż tak widać? – zdziwiła
się. – Kurczę, więc pewnie dlatego nie jest zadowolony. Może myśli, że jestem
jakąś wariatką, skoro tak się cieszę?
Gray uniósł zdziwione brwi i
oniemiał. Musiała minąć niemała chwila, nim doszło do niego, co właśnie
powiedziała dziewczyna. Skomentowałby to, gdyby nie krzyk nauczyciela w jego
stronę. Profesor Makarov nigdy za nim nie przepadał i to z wzajemnością. Gray
jednak nie mógł wytrzymać ciszy i po raz kolejny zaryzykował, odwracając się w
stronę Erzy przy pierwszej lepszej okazji:
- Ty tak na serio? Przecież ten
koleś to zwykły buc…
- Dlaczego? – zdziwiła się. – Dla
mnie był miły.
- To, że „był miły” to nie
wszystko – zapewnił chłopak.
Erza ściągnęła gniewnie brwi.
- Nie wiem, co jest między wami,
ale dla mnie Jellal wydaje się bardzo fajnym chłopakiem. Nie będę nikogo
oceniać, póki sama się nie przekonam – odparła pewnie, a następnie zignorowała
wzrok zrezygnowanego sąsiada i skupiła się na tym, o czym mówił nauczyciel.
Lekcja nie trwała długo, gdyż
kilkanaście minut po rozmowie zadzwonił wyczekiwany przez wszystkich dzwonek
oznaczający przerwę. Erza miała w planach chociaż na moment pogadać z Jellalem,
jednak gdy tylko obejrzała się w jego stronę, chłopaka już nie było. Zdziwiła
się, jednak nie miała zbyt wiele czasu na myślenie, gdyż po chwili została
otoczona przez paru ludzi.
- Muszę przyznać, że masz cudowny
kolor włosów – oznajmiła wysoka dziewczyna w okularach, łapiąc pasmo
szkarłatnych włosów Erzy. – Farbowane czy naturalne?
- Ever… Nie każdy lubi być
dotykany przez obcych. Powstrzymałabyś się. – Kolejna z dziewczyn wywróciła
oczami. Jej mundurek był niedopięty i odsłaniał pokaźny biust, który przykuwał
uwagę wszystkich, nawet Erzy. – Jestem Cana, a to Evergreen.
- Miło mi was poznać. – Scarlet
uśmiechnęła się.
- Dobra, nie lubię obwijać w
bawełnę, więc zapytam wprost. Co masz do Jellala? – zapytała Cana, kucając przy
ławce czerwonowłosej i opierając na niej głowę.
- Nic dobrego – wtrącił Gray,
udając, że ignoruje rozmowę dziewcząt.
- Lubię go.
- Następna – westchnęła Cana. –
Odpuść go sobie, serio.
- Nie rozumiem. Myślałam, że jest
lubiany w klasie, a każdy z was mówi co innego.
Ever położyła dłoń na jej
ramieniu. Erza spojrzała jej w oczy i musiała przyznać, że czuła się przez
moment jak zahipnotyzowana.
- Zadają się z nim tylko lizodupy
i plastiki. Chyba nie chcesz być żadną z tych opcji?
Nastała długa cisza. Dziewczyna
nie wiedziała, co ma powiedzieć, a trójka znajomych spoglądała na nią
intensywnie, wyczekując odpowiedzi. Erza jednak nienawidziła oceniać ludzi po
opinii innych, taką miała zasadę.
- Mogę być swoją własną opcją,
mogę być po prostu Scarlet.
I w tym momencie zadzwonił
dzwonek. Cana i Ever spojrzały na nią z tym samym zawiedzionym wzrokiem co Gray
i wróciły bez słowa na swoje miejsca.
Jellal natomiast nie przyszedł na
lekcję tą ani żadną inną.
Erza wyszła po zajęciach na
dziedziniec szkoły. Był to ładny plac otoczony zielenią. Na środku kwitło
wielkie, wiśniowe drzewo, które zachwycało swoim pięknem. Dziewczyna usiadła na
ławce, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Rozmyślała o chłopaku, który miał jej
naprawdę pokazać szkołę. Była zmartwiona, chyba musiał być jakiś powód, dla
którego się nie pojawił.
Miała czekać na niego do jutra i
znowu się pogubić? Potrzebowała pomocy.
- Erza Scarlet? – usłyszała
przyjemny głos. Spojrzała do góry na porcelanową twarz pięknej blondynki o
brązowych oczach. Włosy związane miała w dwa kucyki i przewiązane wstążkami. –
Miło mi cię poznać, jestem Lucy Heartfilia. Jellal poprosił mnie, żebym
pokazała ci szkołę.
Erza uśmiechnęła się. Więc
chłopak nie był jednak taki zły, jak mówiono. Musiał wyjść ze szkoły, ale i tak
pomyślał o niej, załatwiając za siebie zastępstwo.
Spędziła z Lucy większość dnia.
Obie świetnie się ze sobą dogadywały i nie było między nimi ani chwili ciszy.
Erza dowiedziała się, że blondynka była rok młodsza, jednak przeskoczyła klasę
dzięki świetnej wiedzy, by aktualnie być na tym samym poziomie.
Rozmawiało im się tak dobrze, że
po szkole wstąpiły do kawiarni naprzeciwko. Była to mała i przyjemna
miejscówka, idealna do rozmowy i spotkań. Weranda z małymi stolikami wydawała
się dla nich idealna na ten ciepły dzień. Kiedy już wybrały i złożyły
zamówienie, oddały się dalszej dyskusji.
- Jestem nawet zastępcą przewodniczącego
– pochwaliła się Lucy.
- W starej szkole byłam
przewodniczącą, więc wiem, ile to obowiązków. – Zaśmiała się, jednak nie było w
tym nic wesołego. Temat ten był dla niej dość niezręczny i mimo że starała się
zachować twarz szczęśliwej, Lucy wyczuła, że coś jest nie tak.
- Czy to ma związek z tym,
dlaczego cię wyrzucono? – zapytała.
Erza spojrzała na nią zdziwionym
wzrokiem.
- Skąd ty wiesz, że…
- Przepraszam – wypaliła. – Po
prostu tak jakoś… Nie znam powodu, wiem tylko, że…
- I nie poznasz – warknęła. – Nie
słyszałaś, że grzebanie w cudzych papierach jest dość niekulturalne?
- Nie sprawdzałam twoich
papierów! Usłyszałam to. Mimo wszystko i tak przepraszam, nie powinnam w ogóle
o to pytać. Zostań, proszę – błagała, widząc, jak Erza kurczowo trzyma za ramię
swojej torby.
Scarlet była naprawdę
zdenerwowana, jednak tak naprawdę to było jej po prostu wstyd i czuła się
zażenowana, że ktoś wie o jej przeszłości. Miała ochotę uciec i schować się w
jakimś ciemnym miejscu.
- Ktoś jeszcze o tym wie? –
zapytała, rozluźniając uścisk.
- Ja i przewodniczący.
- A przewodniczący to kto?
- Ach, on to… - urwała, nagle jej
wzrok przykuła pewna postać za Erzą. – Natsu… co on… pogięło go!
Szybko zaczęła zbierać swoje
rzeczy i zostawiła pieniądze za swoje zamówienie na stole.
- Przepraszam, ale muszę się
zająć pewnym kretynem. Widzimy się jutro! – rzuciła.
Erza obserwowała, jak blondynka
wybiega z kawiarni i zmierza w kierunku różowowłosego chłopaka, który udawał,
że jej nie słyszy i szedł przed siebie mimo jej krzyków.
Scarlet była zdziwiona całą
sytuacją, ale i szczęśliwa, gdy na jej stoliku pojawiły się dwa kawałki
truskawkowego ciasta.
Oba tylko dla niej.
Ciężko jest mnie czymkolwiek zainteresować, nawet bardzo. Często przeglądam katalogi z rożnymi blogami, gdzie zazwyczaj zaciekawi mnie 1 na 100 blogów. Tym 1 okazał się właśnie Twój blog. Czytając go nie czuje ani trochę nudy. Czekam z niecierpliwością na resztę "bajek", życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńBardzo motywujący komentarz, dziękuje bardzo ^^ Cieszę się, że moje "bajki" Cię zainteresowały
Usuń