Własna bezsilność pomaga przygarniać cudze słabości
Ciemne uliczki Magnolii nie były niczym przyjemnym. Wąskie, mroczne i
zdecydowanie mało widoczne. Dla zwykłych mieszkańców stanowiły miejsca, które
starali się omijać szerokim łukiem. Dla niektórych były one jednak idealnymi
miejscami spotkań.
Młody chłopak średniego wzrostu powoli rozejrzał się na wszystkie
strony, a następnie naciągnął na głowę kaptur swojej szarej bluzy. Powoli
wkroczył w jeden z ciemnych zaułków. Do jego nozdrzy wdarł się specyficzny odór
śmierdzących ludzi upojonych alkoholem. Zasłonił swój wrażliwy nos naciągniętym
na dłoń ubraniem i kroczył dalej przed siebie. Nie był fanem tego miejsca,
wręcz przeciwnie, gdyby tylko mógł, zapomniałby o nim jak najszybciej.
Niestety, nie istniała taka możliwość.
Przechadzając się pomiędzy żebrakami, którzy usilnie próbowali go
zatrzymać, łapiąc za spodnie lub kawałki bluzy, nie zauważył idącego w jego
kierunku mężczyzny. Zderzenie między nimi było lekkie, prawie nieodczuwalne,
jednak ze strony chłopaka nie zostały wypowiedziane żadne przeprosiny, co
okazało się być jego zgubą.
Wysoki mężczyzna o dzikich blond włosach złapał za ramię chudego
dzieciaka i cisnął nim o ścianę. Jego groźny wzrok paraliżował ciało
przerażonego chłopaka. Przeciwnik zmierzył go od góry do dołu, po czym parsknął
śmiechem.
- Co sprowadza tu takie wyliniałe truchło twojego pokroju? – syknął
ochrypłym głosem, w którym dało się wyczuć wielką pogardę.
Młody chłopak odgarnął drżącą dłonią rudą grzywę zasłaniającą twarz.
- Naprawdę nie szukam zaczepki – odparł, starając się unikać kontaktu
wzrokowego z przeciwnikiem. Jego wzrok krążył po kamiennych ścianach oraz
stojących wszędzie skrzyniach bezdomnych, którzy przechowywali w nich swoje
rzeczy lub pozostałości.
- Wchodzisz na ten rejon, nie szukasz zaczepki, ale nie znasz zasad tego
miejsca? Żarty sobie robisz, gówniarzu?! – warknął mężczyzna, uderzając żylastą
pięścią w ścianę niebezpiecznie blisko głowy chłopaka, z którego wydobył się
niechciany pisk.
- Ja wiem! Znam zasady! Przepraszam! – błagał przerażony, a jego serce
przyśpieszało z każdą kolejną sekundą niepewnej ciszy.
Po chwili mężczyzna lekko odsunął się od rudowłosego, który odetchnął z
nieukrywaną ulgą. Kiedy już ten chciał odejść, usłyszał dziwny szelest za
plecami. Odwrócił się, a przed oczami widział już tylko wielką pięść
niebezpiecznie pędzącą w kierunku jego twarzy. Odruchowo zacisnął powieki.
- Starczy! – warknął kolejny głos, tuż zza pleców chłopaka. – On jest ze
mną.
Przerażony chłopak nie musiał się nawet odwracać, aby wiedzieć, kim jest
jego wybawiciel. Zrobił to jednak tylko dlatego, aby uciec od napastnika i
schować się za respektowanym towarzyszem.
- Gray, stary, nie wiem, jak ci… - urwał, widząc jego chłodne
spojrzenie, które dosłownie zmroziło mu krew w żyłach. W ciszy ruszył dalej,
licząc, że czarnowłosy przyjaciel podąży za nim.
Było właśnie tak, jak się spodziewał. Gray po wymienieniu kilku spojrzeń
z masywnym mężczyzną odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku rudowłosego.
- Ja pierdolę – rzucił obcy, wkładając do ust papierosa. – Z tych melin
robi się jakieś popierdolone przedszkole.
Po czym ruszył przed siebie, otoczony kłębami tytoniowego dymu.
W tym samym czasie Gray dołączył do przerażonego spotkaniem z
nieznajomym przyjaciela.
- Mówiłem, że nie chcę cię tu widzieć, Loke – warknął.
Rudowłosy po poprawieniu pogniecionych ubrań i otrzepaniu ich z
naściennych brudów spojrzał na czarnowłosego nieprzychylnym wzrokiem.
- Też miło mi cię widzieć, drogi przyjacielu – odparł sarkastycznym
tonem. - Szkoda tylko, że od kiedy przyjechałem do Magnolii, nie mogłem cię
znaleźć w żaden inny sposób. Używasz ty czasem telefonu?!
- Czasem. – Wzruszył ramionami.
- Dzwonienie do dilerów to nie ten rodzaj używania, o jaki mi chodziło.
Gray zawiesił na nim wzrok, trwało to dosłownie kilka sekund.
- No to nie używam.
- Cholera, Gray! Czy tobie
naprawdę podoba się takie życie? Co na to twoja matka? Taka miła kobieta…
- Właśnie dlatego w tym siedzę. Odkąd ten chuj, znany szerzej jako mój
ojciec, nas zostawił, mama się kompletnie załamała. Potrzebuje szybkiej i
łatwej kasy, takie miejsce jak to jest do tego idealne – powiedział, sięgając
do kieszeni spodni. Wyciągnął z niej paczkę fajek i przeklął pod nosem, gdy
okazało się, że została już tylko jedna.
Loke w tym czasie siedział cicho. Jego czarne tęczówki spoglądały na bladą
twarz przyjaciela i szukały w nich tego samego, otwartego i szczęśliwego
chłopaka, z którym się przyjaźnił i którego zapamiętał. Wyjechał rok temu za
granicę, jednak mimo wszystko starał się utrzymywać kontakt ze starymi
przyjaciółmi w każdy możliwy sposób. Mimo że on i Gray byli kiedyś prawie jak
bracia, kontaktowanie się z nim na odległość graniczyło z cudem, przez co ich
relacje osłabły. Loke wiedział o sytuacji chłopaka, lecz nie sądził, że to aż
tak na niego wpłynęło. W końcu były takie a nie inne czasy, rozpady w rodzinach
się zdarzały, on sam nie miał rodziców blisko siebie. Ojciec rudowłosego po
śmierci jego matki za młodu był przez długi czas sam, jednak gdy tylko spotkał
nową kobietę, postanowił przeprowadzić się do niej od razu wraz z synem. Szybka
decyzja okazała się być jednak wielkim błędem, bo nowa wybranka po owym roku
pokazała swoje prawdziwe oblicze, a Loke i jego ojciec wrócili do Magnolii.
- Chodźmy stąd – rzucił nagle Gray. – Nie chcę, żebyś się staczał przez
to miejsce jak ja. Poza tym muszę i tak iść kupić fajki, bo nie wytrzymam.
Po czym ruszył przed siebie. Zdezorientowany Loke zaczął kroczyć za nim
z niezadowoloną miną.
- Kiedyś gardziłeś papierosami i mówiłeś, że nigdy w to nie wejdziesz.
- Wieloma rzeczami gardziłem i mówiłem, że w nie nigdy nie wejdę.
Spójrz, jakie to życie ironiczne – odparł z pustym uśmiechem, wypuszczając przy
tym toksyczny dym.
Wyszli z ciemnej uliczki i zaczęli iść przed siebie, żadne z nich prawdę
mówiąc nie wiedziało, w jakim kierunku zmierza. Po prostu szli. W głębokiej
ciszy.
Mały ruch w tym rejonie ułatwiał poruszanie się i wchodzenie w
melancholijny stan. Loke, widząc twarz przyjaciela, która nie wyrażała wielu
emocji, czuł wewnątrz wielką potrzebę pomocy, jednak z wielu pomysłów większość
odrzucał, znając temperament obojętnego chłopaka.
- Gray… - zaczął w końcu, przełamując niezręczną ciszę między nimi.
Zamknął usta natychmiast, kiedy po raz kolejny został obdarzony tym
chłodnym i przerażająco martwym wzrokiem.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Tym bardziej, kiedy zostawiłeś
swojego przyjaciela na rok akurat wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebował –
syknął.
Loke poczuł, jak coś się w nim gotuje. To był gniew.
- Zostawiłem cię? Chciałem tylko być wsparciem dla mojego ojca, a
dodatkowo to była dla mnie szansa na naukę języka, z którego dobrze wiesz, że
jestem beznadziejny. Nie bądź egoistą, Gray, bo dobrze wiemy, że twoi rodzice
rozstali się raptem kilka miesięcy temu. To ja powinienem być na ciebie
wkurwiony. Przyjechałem po ROKU! I przez dobre dwa miesiące nie mogłem cię
nigdzie znaleźć, bo wolałeś biegać po melinach!
- Nic nie rozumiesz. Zostaw mnie – warknął.
- Gray... – Złapał go za ramię. – Naprawdę mi zależy na naszej
przyjaźni, nie odsuwaj się ode mnie, kiedy chcę ci pomóc.
- Pomożesz mi, nie wtrącając się w to wszystko.
Loke mimo wszystko szedł za nim jeszcze kawałek, aż w końcu zrezygnował,
widząc, że czarnowłosy uparcie go ignoruje. Postanowił spróbować innym razem i
ruszył w swoją drogę, pozostawiając przyjaciela samego.
Gray w tym czasie włóczył się po mieście jeszcze przez wiele godzin.
Chłopak nawet nie zauważył, kiedy piękne słońce zostało przysłonięte ponurymi
chmurami. Z nowo nabytą paczką papierosów w pobliskim sklepiku zatrzymał się
pod jednym z wielu przydrożnych drzew. Zaciągając się, spoglądał na wysokie
bloki miasta, które rozbudowywało się w zastraszającym tempie. Mimo jego
wielkości i popularności miało też wiele mrocznych tajemnic. Gray był bardzo
zżyty z Magnolią, przeżył w niej wiele i zmieniał się tak samo, jak i miasto.
Żałował, że nikt jego zdaniem nie był w stanie go zrozumieć. Tak naprawdę nigdy
nie był wściekły na rudowłosego przyjaciela, wręcz przeciwnie, był mu wdzięczny
za troskę i fakt, że mimo wszystko o nim nie zapomniał. Gray był jak Magnolia,
miał wiele tajemnic. Musiał sprawić, by Loke zrezygnował z pomocy, w innym
przypadku skończyłby jak on, wplątany w to wszystko. Dzisiejsza sytuacja była
dla niego wystarczającym dowodem na to, że nikt nie może mu pomóc.
Gray zanurzył wolną dłoń w kruczoczarnych włosach. Obwiniał się za to,
że Loke za nim podążył aż do takiego miejsca i z jego winy przyjaciel mógł
ucierpieć. Czuł ogarniający go wstyd, ale i bezsilność. Był w tym wszystkim
sam, brakowało mu kogoś, aby go wspierał, rozumiał, jednocześnie nie mógł
myśleć tak egoistycznie i wolał wszystkich odrzucać, aby sytuacje takie jak te
nie miały miejsca. Gray powoli nie wiedział, co ma dalej robić.
Nagle usłyszał dźwięk telefonu. Rzucił papierosa na ziemię, nawet go nie
gasząc i sięgnął do kieszeni spodni. Spojrzał na wyświetlacz i ciężko
westchnął.
- Czego? – rzucił.
- Jesteś potrzebny – oznajmił znany chłopakowi męski głos.
- Gdzie i po co?
- Opuszczona fabryka. Musimy pozbyć się śmieci.
Gray zamarł bez ruchu, a po chwili zmarszczył groźnie brwi.
- Powiedziałem już, że nie biorę w tym udziału. To chore.
- Kurwa, czy ja pytam o twoje zdanie? Mówię, że masz być, to ruszaj
tyłek do roboty.
- Erik! – krzyknął, lecz znajomy zdążył się już rozłączyć. – Kurwa.
Gray schował telefon do kieszeni spodni, a następnie przejechał dłońmi
po twarzy. Niechętnym krokiem ruszył w stronę niesławnej, opuszczonej fabryki.
Tak naprawdę nikt nie wiedział, z jakiego powodu została ona opuszczona, jednak
można było się domyślać, że była to bardzo zła lokalizacja, w której dochodziło
do częstych kradzieży oraz napadów, przez co firma każdy zysk przeznaczała na
walkę z napastnikami. Ostatecznie zrezygnowali, a budynek został nieoficjalnie
przejęty.
„Sprzątanie śmieci” w żaden sposób nie wiązało się z niczym przyjemnym.
Gdy Gray pierwszy raz został wprowadzony do tego świata, była to jego pierwsza
praca. Zdziwił go tak duży zarobek za zwykłą pomoc przy „śmieciach”. W
rzeczywistości polegało to na segregacji, jednak nie odpadów, a ludzi.
Dłużników, których można było wykorzystać w różnych celach, ludzi bardziej
znanych, których porwano dla zysków, kobiety... do oczywistych celów. Gray
brzydził się tym wszystkim, a nawet bał się; to była jedna z
niebezpieczniejszych prac, jakie mógł dostać. Nie tylko przez duży kontakt z
nieprzewidywalnymi i przerażonymi ludźmi, ale też i przez możliwość łatwego
przyłapania.
Zamyślony kroczył niedługo, zanim doszedł do tego miejsca. Założył
kaptur na głowę i lekko otworzył wielką bramę, która niby była zamknięta przez
owinięty łańcuch, jednak przez lekkie rozsunięcie Gray mógł spokojnie wślizgnąć
się do środka. Przeszedł kawałek drogi, aż w końcu zauważył zgaszoną
furgonetkę, a przy niej spokojnie opierającego się Erika.
- Nawet mnie nie wkurwiaj – rzucił czerwonowłosy, wręczając chłopakowi
przy okazji chustę, aby zasłonił swoją twarz.
- Mówiłem, że nie chcę już tej roboty – westchnął, przyjmując podarunek.
- A ja mówiłem, że mnie to nie obchodzi. Każdy musi to robić choć raz od
czasu do czasu i uwierz mi, nikt nie jest z tego powodu zadowolony.
- Cóż, jest jedna osoba.
Erik dobrze wiedział, o kogo chodzi, bo aż wzdrygnął się na samą myśl.
- Seilah? Ta psychopatka? Młody, aby tego nie usłyszała. – Parsknął
śmiechem. – No cóż, koniec żartów, robota cię nie ominie.
Gray westchnął, a Erik otworzył furgonetkę. Ku zaskoczeniu obu mężczyzn
w środku znajdowało się tylko kilka dziewcząt. Siedziały one cicho i spokojnie,
gdyż ich usta były zaklejone taśmą, a nadgarstki związane za ich plecami mocną
liną, która uniemożliwiała ruch.
- Cóż, pierwszy raz dość przyjemna robota, przynajmniej nie trzeba się
męczyć z ćpunami – oznajmił Erik, wchodząc do środka.
Gray jedynie kiwnął głową, wolał się nie odzywać, a nawet nie patrzyć na
dziewczyny. Było mu ich szkoda, bo dobrze wiedział, co je czeka rano. Kolejna
podróż w nieznane.
Erik powoli wyprowadzał jedną z nich, a w tym samym momencie czarnowłosy
stał i pilnował, aby reszta nigdzie nie uciekła. Czuł się niezręcznie, każda z
nich obserwowała go, wbijając w niego spojrzenie pełne nienawiści. Nie dziwił
się, w końcu to on teraz był ich oprawcą.
Niechętnie odwrócił się w ich stronę. Nagle w rogu zauważył skuloną,
ledwo widoczną dziewczynę. Wyróżniała się niecodziennym, różowym kolorem włosów
oraz faktem, że jako jedyna miała pusty wzrok skierowany na własne, bose nogi,
a nie na Graya. Dziewczyna zaintrygowała go.
Erik powoli wykonywał swoją pracę, aż ostatnia została różowowłosa nieznajoma.
- Weź ją, a ja przestawię gdzieś auto – rzucił mężczyzna.
Gray posłusznie podszedł do skulonej dziewczyny i delikatnie złapał ją
za ramię. Beż żadnych oporów wstała i posłusznie podążała tam, gdzie prowadził
ją czarnowłosy. Chłopak nie wiedział czemu, ale miał wielką potrzebę
porozmawiać z porwaną. Nie wyglądała ona jak reszta, nie wydawała się być
zgarniętą z ulicy prostytutką, o której nikt nie będzie pamiętał lub laską,
która lecąc na hajs, wyrwała nie tego typa, co trzeba. Mimo pustego wzroku nie
wyglądała też na żadną ćpunkę. W jej oczach dało się wyczytać jakąś historię,
było jej zupełnie wszystko obojętne.
Wkroczyli do wielkiej hali. Jedyne okna były wysoko u góry, nad
metalowym rusztowaniem, na którym pociągnięte zostały kable, aby wiszące lampy
w postaci kilku żarówek dawały małe światło. Wszędzie walały się skrzynie z
pozostałościami po budowie lub stojaki z narzędziami. Do metalowych podpór,
które podtrzymywały całą konstrukcję, przywiązane były dziewczyny.
Gray nie musiał jej nawet przywiązywać do wolnego słupa, po prostu
posadził ją obok siebie przy skrzyni, na której usiadł. Po krótkiej chwili
dołączył do nich Erik, który nie ukrywał niezadowolenia. Rzucił swój plecak pod
jedną ze ścian i odwrócił się w stronę chłopaka.
- Czemu nie jest związana? – zapytał.
- Czy ona ci wygląda na taką, która ma ochotę uciec? Trzymałem ją lekko,
gdyby chciała, mogłaby swobodnie się wyrwać i zacząć biec - oznajmił.
- I tak daleko by nie uciekła, wszędzie jest las, a ona nie ma nawet
butów. Dobrze wie, że gdyby się wyrwała, to najpewniej byś ją złapał i tak.
- Więc w czym problem? – warknął Gray.
Erik już nic nie powiedział na ten temat i pozwolił dziewczynie siedzieć
w spokoju.
- Ile mamy tym razem ich pilnować?
- Nie mam pojęcia, zależy, kiedy szef zadzwoni.
Gray nagle zaczął się cieszyć, że zaczęły się wakacje. Nie wiedział, co
by zrobił, gdyby miał spędzić całą noc z porwanymi dziewczynami i za dnia iść
do szkoły półprzytomny, a dodatkowo udawać, że wszystko jest w porządku.
Po pierwszej godzinie siedzenia chłopak podczas przeglądania telefonu
poczuł, jak ssie go w środku z głodu. Odłożył zabawkę i, łapiąc się za brzuch,
spojrzał na Erika.
- Masz coś do żarcia? – zapytał, choć wątpił.
Erik ku zaskoczeniu Graya sięgnął po swój plecak i rzucił w niego zapakowanymi
kanapkami. Chłopak spojrzał podejrzliwie na znajomego.
- Zmieniłeś się w jakąś mamusię czy jak?
- Ocipiałeś?! – krzyknął, a następnie odwrócił zawstydzony wzrok. – Moja
narzeczona myśli, że ciężko pracuje na nocnych zmianach i źle się odżywiam.
- Ty masz narzeczoną? – zdziwił się, biorąc do ust kawałek chleba.
Erik westchnął.
- Ta, jestem z nią już długo i robię tu, odkąd pamiętam. Myślałem, że w
końcu mi przejdzie i nie będę jej musiał o niczym mówić, jednak zrobiło się
poważniej i zastanawiam się nad rzuceniem tego całego syfu. Jak mam być
kochającym mężem, kiedy tak naprawdę nie mogę jej zapewnić bezpieczeństwa u
mojego boku?
Gray zamilkł, a cały jego apetyt odszedł jednej chwili. Więc nie tylko
on myślał w ten sposób o ich „pracy”. Postanowił zostawić jedzenie na później i
powrócić do dalszego nudzenia się.
Po kolejnej godzinie większość dziewcząt wraz z siedzącym pod ścianą
Erikiem postanowiła uciąć sobie krótką drzemkę. Czarnowłosy kątem oka spojrzał
na różowowłosą, która ani trochę nie wyglądała na zmęczoną. Jedyne, co się
zmieniło w jej pozie, to fakt, że głowę oparła o skrzynię na której siedział.
- Hej… - zaczął cicho.
Dziewczyna skierowała na niego swoje czerwone tęczówki.
- Jesteś może głodna czy coś? – zapytał, jednak w odpowiedzi dostał
tylko wzruszenie ramionami.
- Słuchaj, nie pasujesz mi tu. Pozwól sobie pomóc chociaż trochę.
Nieznajoma podniosła wyżej głowę i poruszyła ustami, na które naklejona
była taśma. Gray, wahając się, zaczął ją powoli i bezszelestnie zrywać.
Następnie sięgnął po kanapkę, którą podał do jej ust. Dziewczyna wpatrywała się
w nią kilka chwil, dopóki z jej brzucha nie rozbrzmiało głośne burknięcie.
Rzuciła się na nią jak zwierzę i prawie nie odgryzła chłopakowi palców.
- No dobrze – westchnął. - A teraz możesz ze mną porozmawiać?
Dziewczyna ściągnęła brwi i kiwnęła przecząco głową.
- Dlaczego? Przecież widzę, że nie jesteś jak one. Nie zasłużyłaś, aby
tu być.
Nieznajoma parsknęła.
- A one zasłużyły? Czym? – syknęła.
- To w większości prostytutki lub szmaty, więc…
- To nie jest wcale powód, aby były tak traktowane.
Gray wciągnął głośno powietrze w płuca.
-
Może
zacznijmy od początku. Jak masz na imię?
- Potrzebujesz mojego imienia, żeby mi pomóc? Po prostu mnie rozwiąż i
pozwól sobie iść.
- Nie mogę tego zrobić w ten sposób, poza tym jesteś boso, a to
opuszczona fabryka, daleko nie zajdziesz z rozwalonymi stopami od jakiegoś
szkła czy innego gówna.
Różowowłosa wywróciła oczami i oparła się znowu głową o skrzynię. Gray
spoglądał na nią kątem oka, jednak widząc, że ta go ignoruje, postanowił
zamknąć na moment oczy.
- Mam na imię Meredy – zaczęła. – Tak naprawdę nie wiem, co się stało,
zostałam wystawiona przez chłopaka i znalazłam się tutaj.
- Rozumiem – mruknął pod nosem. – Ktoś wie, że wyszłaś?
- Kuzynka. Przyjechałam do niej na wakacje i razem wyszłyśmy, jednak
obraziła się na mnie, gdy dowiedziała się, że tak naprawdę przyjechałam do
chłopaka, którego poznałam przez neta. No i zostawiła mnie, pewnie myśli teraz,
że z nim jestem i spędzam miło czas.
Gray kiwnął głową. Zszedł ze skrzyni i kucnął przed dziewczyną.
- Posłuchaj. Postaram się wyciągnąć cię z tego, tylko błagam,
współpracuj ze mną.
Nagle drgnął, gdy tylko poczuł na swoim ramieniu mocny uścisk. Odwrócił
przerażoną głowę i zauważył nad sobą wściekłego Erika.
- Tak myślałem, że to się tak skończy – warknął i zamachnął się pięścią.
Gray nie zdążył zareagować w żaden sposób. Odrzucony upadł na ziemię z
rozwalonym nosem. Meredy wpatrywała się w tę sytuację przerażonym wzrokiem.
Erik bardzo ją przestraszył, skuliła się więc jeszcze bardziej, wręcz wchodząc
w ścianę, przy której siedziała.
- Pojebało cię… stary? – warknął ogłuszony z bólu chłopak.
- Ostatnie, czego chcę, to mieć przejebane u szefa, bo jakiemuś
dzieciakowi zachciało się bawić w bohatera. Klient chciał sześć lasek i tyle
dostanie – powiedział gniewnie, zostawiając kulącego się z bólu Graya na
podłodze.
Czarnowłosy rozwiązał chustę na jego twarzy i przyłożył ją do nosa, aby
zatamować krwotok. Meredy zrobiła wielkie oczy, widząc, kim chłopak naprawdę
jest.
- O mój boże, to ty… nie spodziewałam się – wydusiła z siebie, wyglądała
na wyraźnie zaskoczoną.
- Zamknij się. Gray, gdzie dałeś tę taśmę? – zapytał podenerwowany Erik.
Nagle wszyscy usłyszeli dziwne głosy i dźwięki na zewnątrz. Czerwonowłosy
zaintrygowany powoli ruszył w kierunku drzwi; kiedy tylko je uchylił i
zobaczył, co wydaje owe dźwięki, wrócił do reszty z przerażoną miną. Spojrzał
na skulonego i krwawiącego Graya.
- Słuchaj młody, wybacz, że ci wyjebałem, ale…
- No dzięki, kurwa, już mi lepiej.
- Nie mamy na to czasu, ludzie Jose tu są, chyba dowiedzieli się o
naszej dostawie, musimy spierdalać i to szybko. Wstawaj i się nie wydurniaj.
- Gdybyś mi nie wyjebał…
- Nie bądź baba, przestań się mazać. Auto stoi z tyłu.
Gray spojrzał na Meredy.
- Bez niej nie idę – oznajmił stanowczo.
Erik przeklął pod nosem. Przemyślał chwilę, co zdenerwuje bardziej
szefa: stracenie samego towaru czy dodatkowa strata taniej siły roboczej.
Wybrał więc opcję, która najmniej raniła jego tyłek. Podszedł do Meredy i,
przerzucając ją przez ramię, wyciągnął drugą dłoń w kierunku Graya.
- No chodź! – krzyknął.
Rzucając niezadowoloną dziewczyną jak workiem kartofli na przód, wsiedli
do samochodu, którym przyjechał Erik i z piskiem opon odjechali. Gray i Meredy
byli bardzo niekomfortowo ściśnięci na jednym siedzeniu. Cała trójka mimo
wszystko siedziała przez dłuższą chwilę w ciszy. Wtem odezwała się Meredy:
- Więc… odwieziecie mnie teraz do domu, prawda? – zapytała nieśmiało.
Erik i Gray wymienili się spojrzeniami i pewnymi tonami odparli:
- Chyba śnisz.
Super,super,super!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i życzę dużo weny! :)